Powiadomienia:
Oświadczenia:
Zgody:

Samochody elektryczne na polskich dróżkach, czyli kilka słów o nowoczesnej motoryzacji

10.07.2017
Katarzyna Lenczewska

Na pytanie, które jeszcze niedawno regularnie pojawiało się w prasie branżowej: Czy elektryfikacja motoryzacji w Europie przyspiesza?, jest już tylko jedna prawidłowa odpowiedź: bez wątpliwości tak.
 
Z jednej strony bowiem napływają informacje o zwiększającej się liczbie aut z napędem elektrycznym w poszczególnych krajach europejskich, z drugiej zaś pojawiają się wciąż nowe inicjatywy mające przygotować nas do powszechnego użytkowania tego rodzaju aut na drogach w Europie.
Większość prezentowanych danych dotyczy naszych sąsiadów. Na koniec 2016 r. najwięcej samochodów elektrycznych w Europie posiadali: Norwegowie - 124,7 tys., Holendrzy - 113,6 tys., Francuzi - 110 tys., Brytyjczycy - 89,1 tys. oraz Niemcy - 50,9 tys. Ci ostatni przeznaczą w 2017 roku 300 mln euro na budowę nowych punktów do ładowania. W ciągu 4 lat ma ich powstać 15 tys.
 
Trudno nie odnieść wrażenia, że w naszym kraju szersza dyskusja o rozpowszechnianiu aut elektrycznych, ich wadach i  zaletach oraz  ewentualnych ułatwieniach zakupu nie odbywa się niemal w ogóle. A sytuacja, w której ich posiadacze mają własne buspasy, bezpłatne parkingi, zwolnienia z opłat drogowych, w tym za przejazd przez tunele, choć brzmi w uszach rodzimego kierowcy jak baśń czy sen, to iści się bez większych problemów całkiem niedaleko – u naszych północnych sąsiadów, czyli w Norwegii.
Jest to kraj, który w obszarze rozpowszechniania aut elektrycznych wciąż wyprzedza wszystkie inne. Zakłada się, że do końca tego roku będzie tam jeździć  500 tys. tego typu pojazdów, co stanowi 20% wszystkich zarejestrowanych. Dzięki czemu nasi północni sąsiedzi tak świetnie sobie radzą we wdrażaniu tej technologii? Oczywiście dzięki ułatwieniom podatkowym (podatek zmniejszono o 25% - właściciele aut elektrycznych całkowicie zwolnieni są także z podatku rejestracyjnego) oraz licznym udogodnieniom wspomnianym powyżej, do których dodać  można rozwiniętą sieć stacji ładowania (w 2015 roku: 6,5 tys. ogólnodostępnych stanowisk). Sytuacja ta nie jest jednak pozbawiona mankamentów, okazuje się bowiem, że zmotywowanie Norwegów do korzystania z transportu miejskiego jest już niemal niemożliwe, auta na buspasach generują zaś korki w miastach ograniczając przepustowość autobusów.
 
Największa stacja do ładowania pojazdów elektrycznych, 28 stanowisk, Nebbenes - Norwegia
(foto: samochodyelektryczne.org)
 
Rzucając nawet bardzo pobieżnie okiem na sytuację na naszym rodzimym podwórku łatwo dojść do wniosku, że jesteśmy w tym temacie daleko w tyle.
 
Między doniesieniami o tym, że polskie koncerny elektryczne nie planują produkcji aut elektrycznych w ogóle jedynie skupią się na „stymulowaniu rozwoju rynków pojazdów elektrycznych oraz rynków powiązanych”[1], a podpisaniem Polskiego Programu Elektryfikacji Motoryzacji (marzec 2017), mającego na celu zbudowanie infrastruktury pozwalające na użytkowanie aut w kraju – nie dzieje się praktycznie nic.
 
W Polsce liczba zarejestrowanych samochodów elektrycznych nie przekracza 1,5 tys. Punktów do ładowania mamy 305.
 
Nie są to imponujące wyniki w kontekście założeń na przyszłość, które mówią o przeszło 6,5 tys. takich punktów w wersji standardowej dostępnych w roku 2020 oraz ponad 300 dodatkowych stacjach umożliwiających ładowanie szybkie. Przewiduje się, że koszty realizacji tych założeń wyniosą pół miliarda złotych.
Gdzieś na przysłowiowym marginesie pojawiają się informacje o projektach pierwszego polskiego samochodu elektrycznego czy kierunku studiów kształcącego projektantów samochodów elektrycznych i hybrydowych (Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach).
Pod tym względem dużo lepiej wypadają projekty transportu miejskiego, już w zeszłym roku bowiem przedstawiciele firmy Solaris, przedsiębiorstw i uczelni wyższych utworzyli klaster mający na celu rozwój elektro- mobilności, a w czerwcu tego roku podpisano projekt „Polski E-bus”, który zakłada stworzenie prototypu pierwszego polskiego autobusu napędzanego silnikiem elektrycznym.
 
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości w przeciwieństwie do Norwegów, stojących w  korkach złożonych z aut elektrycznych, także i my będziemy tracić w nich czas - z tą różnicą, że w naszych elektryczne będą niemal wyłącznie autobusy.
 
Źródła danych:
Elektronikab2b
Evertiq
Zobacz także:
 
Newsletter: